wtorek, 22 grudnia 2015

5. "Pokazałam, że potrafię być groźna."

***Hejka! Chciałam tylko wam szybko powiedzieć, że zmieniłam imię głównej bohaterki! Teraz ma na imię Destiny Charms, ponieważ tamto imię mi się nie podobało. To tyle, miłego czytania!***

Wracam do swojej sypialni, jednak nie mogę już normalnie spać. Zasypiam na kilka minut, po czym się budzę, i tak w kółko, aż do rana. Gdy się już ostatecznie budzę, od razu idę pod prysznic. Dzisiaj mamy wywiad, więc muszę się dobrze prezentować. Znowu wybieram różany żel pod prysznic. Siedzę w łazience bardzo długo, aż w końcu decyduje się wyjść. Ubieram się i związuję włosy w warkocza. Gdy wychodzę z pokoju, przy stole siedzi tylko Peeta. Jest wcześnie, a ja już po prostu nie mogłam wytrzymać w łóżku. Gdy słyszy jak drzwi się za mną zamykają odwraca się do mnie i uśmiecha, ale widzę, że jego uśmiech jest inny niż zwykle. Tym razem widzę w nim smutek. Nic dziwnego, po naszych nocnych rozmyślaniach sama też się dobiłam. Siadam obok niego.
- Spałeś? - pytam.
- Nie bardzo. - odpowiada. Widzę, że ma lekko podkrążone oczy, zresztą tak samo jak ja.
- Ja też.
- Widzę. - domyślam się, że chodzi mu o moje wory pod oczami.
- Ej! Ty też nie wyglądasz najpiękniej! - odgryzam się.
- Nie, nie o to mi chodzi! - usprawiedliwia się Peeta. - Chodzi mi o twoje włosy, o warkocz. Zawsze go robisz po lewej stronie, a teraz jest po prawej.
Spoglądam na warkocz. Faktycznie, teraz widzę, że coś jest nie tak. Dziwię się, że Peeta zauważył, że mam warkocz po innej stronie niż zwykle. Do pomieszczenia nagle wchodzą Haymitch i Effie. Effie ma na sobie dziwaczną sukienkę w niebieskie piórka, białą perukę oraz niebieskie usta. Jak zwykle promiennie się uśmiecha. Nie to co Haymitch. Ten jest lekko pijany jak zwykle, ma zmęczone oczy i tłuste włosy. Siadają naprzeciwko nas.
- Dzień dobry! - mówi z uśmiechem Effie. - Gotowi na wielki, wielki, wielki dzień?
- Effie, proszę cię... - wzdycha Haymitch.
- A ty jak zwykle narzekasz! - bulwersuje się Effie.
Parskam śmiechem. Te ich "klotnie" są całkiem urocze. Zaczynamy jeść posiłek w ciszy. Zastanawiam się co powiem na wywiadzie. Jedyna ciekawsza rzecz jaką robiłam przez całe moje życie to polowanie, ale przecież tego nie powiem, bo ja i Gale robimy to nielegalnie. Może urzeknie ich historia o sierocie zgłaszającej się na Igrzyska za małą dziewczynkę. Kończymy jeść i zostajemy odprowadzeni do naszych stylistów. Uśmiecham się na widok Cinny, bardzo dużo mu zawdzięczam.
- Jak tam Destiny? - pyta. - Gotowa?
- Urodziłam się gotowa. - Uśmiecham się, chociaż tak naprawdę strasznie się denerwuje.
- Tym razem mam dla ciebie sukienkę.
Cinna prezentuje mi chyba najpiękniejszą suknię, jaką kiedykolwiek widziałam. Jest w kolorze bardzo jasnego różu, czyli w moim ulubionym kolorze. Na początku wydawało mi się ze nie ma rękawów, ale potem widzę że ma długie rękawy zrobione z cieniutkiej koronki w białym kolorze. Na dodatek pięknie się mieni.
- I jak? - pyta Cinna.
- Jest cudowna. - Wzdycham.
- Chciałem żeby była w twoim ulubionym kolorze.
- Skąd wiedziałeś jaki to?
- Peeta mi powiedział.
No tak, oczywiście że Peeta, przecież on wie o mnie wszystko. Ubieram się w sukienkę. Cinna delikatnie podkręca moje włosy i wpina w nie białe, błyszczące pasma. Robi mi lekki makijaż i rozpoznaję szminkę, którą mi nakłada na usta. To ta sama szminka, którą miałam na sobie wcześniej. To znaczy że będę miała na sobie płomienie. Patrzę na Cinnę.
- Pod koniec zacznij wirować. To wywoła płomienie. Na końcu stań w miejscu i wsytaw ręce na boki. Twoje rękawy zaczną płonąć.
Kiwam głową. Patrzę się na siebie w lustrze. Wyglądam jak księżniczka. Nie wiem czy to do końca dobrze, wolałabym nie sprawiać wrażenia piękności w sukienkach, ale wiem, że płomienie zrobią swoje. Cinna jeszcze poprawia moje włosy i idziemy do studia Ceasara. Widzę tu wszystkich trybutów. Moją uwagę przykuwa mała dziewczynka z Jedenastki. Jest ubrana w niebieską sukienkę. Biedactwo. Wszystkie trubutki patrzą na mnie z zawiścią oprócz tej małej i dziewczyny o rudych włosach i twarzy przypominającej twarz lisa. Wygląda na bardzo opanowaną. Nazywam ją Liszka. Odnajduję Peetę i do niego podchodzę. Wchodzimy jako ostatni. Peeta ma na sobie niebieski garnitur. Wygląda naprawdę dobrze.
- Wow... - mówi na mój widok. - Widzę, że mam przyjemność z księżniczką?
Szturcham go tylko lekko w ramię.
- Wyglądasz pięknie. - uśmiecha się do mnie.
Również się uśmiecham i całuję go delikatnie w policzek. Na scenę wychodzi dziewczyna z Dystryktu Pierwszego. O ile się nie mylę ma na imię Glimmer. Okropne imię. Po kolei wszystkie dystrykty wchodzą na scenę, kiedy przede mną zostaje tylko Tresh - Trybut z Jedenastki. Gdy on również znika zaczynam panikować. Przypominam sobie co mam zrobić na koniec z suknią, żeby niczego nie zepsuć. W końcu przychodzi jakiś mężczyzna.
- Destiny Charms. - mówi.
Wychodzę z nim na scenę. W pierwszej chwili oślepiają mnie reflektory więc mrużę oczy i próbuje przyzwyczaić się do światła. Widzę Caesara, uśmiecha się szeroko.
- Witaj Destiny. - całuje mnie w rękę. - Siadaj proszę.
Siadam w fotelu i patrzę na publiczność. Wszyscy są bardzo podekscytowani moją obecnością, zapewne przez prezentację, na której wpadłam świetnie dzięki Cinnie.
- Tak więc Destiny. - wyrywa mnie z zamyślenia głos prowadzącego. - Zgłosiłaś się podczas dożynek. Za małą dziewczynkę. Opowiedz nam o tym.
- Chodziło o to, że gdy ja miałam 12 lat, wylosowano mnie do Igrzysk. - tu publiczność głośno wciąga powietrze. - Jednak z tłumu wyszła jakaś dziewczyna, wtedy pierwszy raz widziałam ją na oczy. Zgłosiła się za mnie, tylko dlatego, że wiedziała, że jestem mała i bezbronna. - Tym razem publika wyraźnie jest wzruszona. - Zginęła podczas Igrzysk. Dlatego ja zgłosiłam się za tą dziewczynkę. Bo byłam kiedyś na jej miejscu.
Słyszę oklaski. Spodobała im się ta historia. Może uda mi się nie wypaść beznadziejnie.
- Wzruszające. - komentuje Caesar. - Ale teraz zmieńmy temat. Zrobiłaś furorę na prezentacji. O czym wtedy myślałaś.
- Aby nie spłonąć ani nie spaść z rydwanu. Peetę naprawdę musiała boleć ręka, bo tak mocno ją ściskałam. - Uśmiecham się, a publiczność wybucha śmiechem.
- Jeśli chodzi o Peetę... Co o nim uważasz? - pyta Caesar.
- Jest naprawdę cudowną osobą, ciesze się że mogłam go poznać, szkoda tylko że w takich okolicznościach.
- Tak, to pech. - wzdycha prowadzący. - Opowiedz nam teraz o twojej sukni! Wygląda jak strój godny księżniczki!
- Jest groźniejsza niż wygląda. - mówię z uśmieszkiem.
- A to czemu? - Caesar patrzy na tłum.
- Pokazać? - pytam.
- Chemy to zobaczyć? - prowadzący kieruje to pytanie do publiczności a ta ryczy w niebo głosy.
Wstaję i idę na środek sceny. Patrzę na Cinnę, który siedzi w pierwszym rzędzie. Kiwa głową. Zaczynam się obracać. Dół sukni staje w ogniu. Ludzie wiwatują tak głośno że nie słyszę własnych myśli. Widzę że ogień jest coraz wyżej, a dół sukni znika jako iskry. W końcu przestaję wirować. Widzę, że suknia jest teraz dość obcisła, za kolano, czarna i cała płonie. Moje pasemka niegdyś białe, teraz wyglądają jak rozgrzane do czerwoności. Rozkładam ręce. Rękawy sukienki zaczynają całe płonąć. Ludzie aż wstają z foteli i klaszczą. Uśmiecham się. Pokazałam, że potrafię być groźna. Rozlega się dzwonek, oznajmiający, że muszę zejść ze sceny. Żegnam się z Caesarem.
- Wielkie brawa dla Destiny Charms, igrającej z ogniem!
Ogień gaśnie i schodzę ze sceny. Mijam się z Peetą i wymieniamy tylko uśmiechy. Nie mogę dojść do siebie. Analizuje jak mi poszło. Chyba nie najgorzej. Patrzę teraz na ekran, na którym widzę Peetę. Jest śmiały i zabawny. Prowadzą z Caesarem luźną rozmowę.
- Peeta. Taki przystojny chłopak jak ty musi mieć dziewczynę. Opowiesz nam o niej? - pyta Caesar.
- Nie mam dziewczyny. - odpowiada Peeta.
- Niemożliwe! Na pewno zatem masz jakąś wybrankę!
- Więc... Tak. - mówi a publiczność aż nie może usiedzieć z podniecenia.
- Kim ona jest?
- Jest wspaniała, ma poczucie humoru, jest miła, uprzejma, znamy się od dzieciństwa. Tylko aż do dożynek nawet nie wiedziała jak mam na imię.
Trochę współczuję Peecie, ale też czuję w sobie złość, kiedy słyszę o jego wybrance.
- Więc Peeta... Wygraj, a wtedy ona nie będzie mogła ci odmówić.
- To nie takie proste.
- Dlaczego?
Peeta milczy przez chwilę. Nawet ja jestem strasznie ciekawa kto to. I oto następne słowa Peety mnie paraliżują.
- Bo ta dziewczyna... Przyjechała tu ze mną.

2 komentarze:

  1. Rozdział bardzo mi się spodobał. Nie przepadam za Igrzyskami Śmierci, ale treść mnie wciągnęła :)
    Pisz dalej i na pewno odniesiesz sukces : )
    http://isabellebailey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam czytać niedawno i nie wiem jak miała pierwotnie na imię. Powiesz? XD I jeszcze jedna uwaga. Czy treningi nie były przed wywiadami? Wgl to fajne jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń