sobota, 2 stycznia 2016

6. "Zakochałam się w chłopcu z chlebem."

Szok. Pierwsze uczucie jakie mi towarzyszy to właśnie szok. Widzę jak na ekranie pojawia się zbliżenie na moją twarz. Zakrywam usta ręką i mam szeroko otwarte oczy.
- No to rzeczywiście trudna sytuacja. - mówi ze smutkiem Caesar.
Peeta tylko kiwa głową. Rozlega się dzwonek, prowadzący żegna Peetę, a ten schodzi ze sceny. Nie wiem co robię, nadal jestem w ciężkim szoku, ale idę w stronę Peety. Ten patrzy się na mnie, ale najwyraźniej nie ma pojęcia jaka będzie moja reakcja. Staję przed nim. Nie wiem sama co robić. Nawrzeszczeć na niego? Uśmiechnąć się? W końcu chwytam go za nadgarstek.
- Co to było? - pytam się. - Nie odzywasz się do mnie odkąd dałeś mi chleb, a teraz nagle mnie kochasz?
- Destiny, to nie tak...
- A niby jak? Mogłeś najpierw powiedzieć to mnie, a nie opowiadać ze mnie kochasz całemu Panem!
Nagle podchodzi do nas Haymitch.
- Hej, hej, hej, mała! - odciąga mnie od Peety. - Spokojnie. Powinnaś być mu wdzięczna.
- Za co?
- Przedstawił cię jako atrakcyjną, na pewno ci to nie zaszkodzi. A poza tym zapadniecie im w pamięci. "Przeklęci kochankowie". To się sprzeda, rozumiesz?
Może i Haymitch ma rację. Ale nadal jestem w dziwnym stanie psychicznym, kiedy nie mam pojęcia co robić i o co tu właściwie chodzi. Kiedy w końcu udaje mi się wszystko ogarnąć zwracam się do Peety.
- Czyli to wymyśliłeś?
Peeta nie odpowiada. Oczywiście że to wymyślił. Co ja sobie wyobrażałam? Że ktoś taki jak Peeta się we mnie zakochał? Widzę jeszcze jak na ekranie pojawiają się wszyscy trybuci. Glimmer poprawia włosy, Clove najwyraźniej kłóci się ze swoją stylistką. Kiedy widzę twarze moje i Peety, muszę szybko coś zrobić. Błyskawicznie rzucam mu się na szyję. On po chwili mnie obejmuje. Nie do końca wiem czemu, ale czuję ulgę. Jego silne ręce dają mi ciepło jakiego dawno nie czułam. Mija trochę czasu zanim się od siebie odsuwamy.
- Co się... - zaczyna Peeta.
- Byliśmy na ekranie. - wyjaśniam krótko.
Dziwnie się teraz czuję. W środku mam niewyjaśnioną pustkę. Wracamy do naszego mieszkania. Kolacja jest już gotowa, ale nie mam ochoty teraz jeść. Wchodzę do mojego pokoju i rzucam się na łóżko. Zwijam się w kulkę. Dlaczego tak się czuję? Skąd ten smutek u mnie? Może sobie uświadomiłam, że lada moment trafimy na arenę i to będzie mój koniec. Postanawiam wziąć prysznic. Siedzę tam długo, a kiedy wychodzę nadal okropnie się czuję. Ubieram koszulę nocną i kładę się do łóżka. Jednak nie mogę spać. Przekręcam się z boku na bok. W końcu wstaję i wychodzę z pomieszczenia. Siadam w tym samym miejscu co poprzedniej nocy, czyli pod oknem. Nagle słyszę kroki. Domyślam się do kogo należą. W salonie pojawia się Peeta. Siada znów naprzeciwko mnie.
- Znowu nie możesz spać? - pyta.
Tylko kiwam głową.
- Widzę że ty też.  - mówię.
- Nie do końca. Spałem, ale usłyszałem jak wychodzisz z pokoju.
Ściągam brwi. Wstał tylko dlatego, że ja nie mogę spać?
Jednak jego obecność jest teraz dla mnie dziwnie dołująca.
- Chyba już pójdę. - oznajmiam.
Gdy już mam wstawać odzywa się Peeta.
- Nie wymyśliłem tego.
Patrzę się na niego pytająco. On też się na mnie patrzy.
- O tym, że się w tobie zakochałem.
Teraz już wiem czemu się tak czułam, bo nagle cały ten ciężar i smutek znika. Chodziło mi o to, że Peeta to zmyślił. Wpatruję się w niego. Nagle lekko się uśmiecham i kładę mu dłoń na policzku. On też prawie niezauważalnie się uśmiecha. Już wiem czemu tyle o mnie wiedział. Czyli cały ten czas mnie kochał. A ja poznałam jego imię dopiero na dożynkach. Jestem bez serca. Jaką ja byłam egoistką. Przez wszystkie te lata on był dla mnie po prostu chłopcem z chlebem. Jestem okropną osobą. Co Peeta we mnie widzi? Całuję go w policzek i wracam do pokoju. Opadam na łóżko. I co teraz? Będę musiała jeszcze bardziej starać się utrzymać Peetę przy życiu na Igrzyskach. Nie wybaczę sobie gdy on umrze. Staram się zasnąć, a gdy w końcu mi się to udaje, męczą mnie koszmary. Dotyczą one głównie Igrzysk i Peety. Budzę się w środku nocy z krzykiem. Śniło mi się, że Peeta zostaje zabity przez okropne stwory na arenie. Nie mogę spać. Siadam na łóżku. Nagle uderza mnie fakt, że już niebawem odbędą się Igrzyska. To koniec. Tak umrę. Jednego chce jednak dopilnować i jest to dla mnie teraz najważniejsze. Peeta ma żyć. Wychodzę ponownie z pokoju. Tym razem kulę się na sofie w salonie. Za około tydzień będziemy musieli przystąpić do oceny indywidualnej. Co ja zaprezentuję? Najprawdopodobniej będzie to rzucanie nożami, chociaż i tego nie umiem najlepiej. A co będzie na arenie? Co jeśli nie znajdę noży? Czym będę walczyć? Jedyne co mnie pociesza to fakt, że na pewno chociaż jeden sponsor się znajdzie, po moim płonącym stroju, potem sukni i jeszcze wyznaniu Peety. Może któryś ze sponsorów przyśle mi zestaw noży do rzucania, chociaż w walce wręcz też nie jestem najgorsza. Jutro już zaczynamy chodzić do ośrodka szkoleniowego i podszkolę się właśnie w walce wręcz. Pewnie będę musiała się nauczyć robić kilka węzłów, oraz trochę innych rzeczy potrzebnych do przetrwania. Zobaczę jeszcze jakich cennych rad udzieli mi Haymitch. W końcu zasypiam na sofie.
Rano gdy się budzę, orientuje się, że nie jestem już w salonie. Leżę w łóżku, przykryta kołdrą. Tylko że to nie jest moje łóżko. Wstaję i rozglądam się po pomieszczeniu. Wygląda podobnie do mojego pokoju, ale to zdecydowanie nie on. Nagle widzę męskie ubranie i już wiem gdzie jestem. To pokój Peety. Tylko jak się tu znalazłam? Nagle z łazienki wychodzi Peeta, uczesany i ubrany w kostium z numerem naszego Dystryktu na ramieniu. Kostium nie ma rękawów, wiec widzę jak umięśnione ręce ma Peeta.
- Dzień dobry. - mówi z uśmiechem.
Patrzę się na niego niepewnie. Nadal nie wiem co ja tu w ogóle robię. Peeta jakby czytał mi w myślach mowi:
- W nocy nie mogłem spać i zobaczyłem cię śpiącą w salonie, więc cię tu przeniosłem. - mówi. Nadal patrzę się na niego pytająco. - Spokojnie, ja spałem tu - wskazuje na sofę pod oknem.
No tak, oczywiście, mnie zaniósł do swojego łóżka a sam spał na sofie. To takie w jego stylu. Uśmiecham się tylko do niego nadal zaspana i walę się z powrotem na łóżko.
- Wstawaj śpiąca królewno. - śmieje się chłopak.
Kręcę tylko głową z niezadowoleniem.
- Zaraz będzie śniadanie. - oznajmia.
W odpowiedzi zakrywam poduszką głowę. Nie mam zamiaru wstawać.
- Sama wstaniesz czy sam mam cię wyciągnąć? - pyta. Nie ruszam się. - No dobra.
W jednej chwili Peeta wyciąga mnie z łóżka, mimo mojego oporu, przerzuca mnie bez trudu przez ramię i wychodzi z pokoju. Pomimo moich nieudolnych prób uwolnienia się, zwisam na jego ramieniu piszcząc, krzycząc na niego i śmiejąc się w tym samym czasie. W końcu sadza mnie na krześle. Dopiero teraz widzę zdziwione miny Haymitcha i Effie. No tak, to musiało wyglądać co najmniej dziwnie. Peeta wynosi mnie z jego pokoju, na dodatek jestem w piżamie.
- Co wy... - mówi zaskoczona Effie.
- Effie, proszę cię, chyba nie muszą ci opowiadać o tym co robili razem w pokoju Peety prawda? - odpowiada Haymitch.
- Nie! - zaprzeczam równocześnie z Peetą. - Nie o to chodzi! - Oczywiście się rumienię, zresztą tak jak Peeta. No tak, Haymitch musi mieć jakieś dziwne skojarzenia, zresztą mu się nie dziwię. - Po prostu zasnęłam na kanapie i Peeta mnie zaniósł do swojego pokoju. - wyjaśniam. Widząc wzrok Haymitcha dodaję poirytowana - On spał na sofie.
Mentor zaczyna grzebać widelcem w jajecznicy i uśmiecha się pod nosem, a Effie jest wyraźnie oburzona. Sytuacja jest bardzo niezręczna, ale też głupia i śmieszna. Zaczynam jeść naleśniki. Co chwila wymieniamy z Peetą rozbawione spojrzenia.
- Dobra dzieciaki. - zaczyna Haymitch, gdy już zjedliśmy. - Dzisiaj idziecie na pierwszy dzień w ośrodku szkoleniowym. Moja rada to żebyście nie pokazywali swoich największych umiejętności. Skupcie się na czymś innym. Na arenie zaskoczycie w ten sposób przeciwnika. Peeta, ty zachowaj swoją siłę dla siebie, i jakbyś mógł to nie noś Destiny na ramieniu. - prycham cicho. - A ty, mała, nie rzucaj nożami, niech nie wiedzą co potrafisz najlepiej. Możesz udawać, że najlepiej się sprawdzasz w walce wręcz, a kiedy przyjdzie co do czego zaatakujesz przeciwnika na dystans. - kiwam głową. - Wszystko jasne? Pamiętajcie jeszcze o nauce o przetrwaniu, wiele osób je lekceważy, a potem umiera.
Wstajemy od stołu i się rozchodzimy. Od razu idę pod prysznic. Jak zawsze wybieram płyn o zapachu róż. Myję się dokładnie, a potem ubieram w strój wyznaczony na dziś. Związuję włosy w warkocz i ruszamy do ośrodka. Jesteśmy na miejscu na czas, ale i tak większość zawodników już tu jest. Stajemy w rzędzie, a jakaś kobieta przedstawia nam wszystkie stanowiska. Kiedy kończy swoją przemowę możemy zacząć. Chodzę pomiędzy różnymi stanowiskami i obserwuję innych trybutów. Widzę Glimmer, która próbuje strzelać z łuku, ale nigdy nie trafia do celu, Cato, który walczy wielkim nożem, Clove, która ku mojemu zaskoczeniu rzuca nożami. Wychodzi jej to świetnie. Potem moją uwagę zwraca Liszka, która biegnie na czymś w rodzaju pomieszczenia - bieżni. Skacze przez kamienie i omija przeszkody. To naprawdę imponujące. W końcu decyduje się na ćwiczenie walki wręcz. Biorę jeden z noży i zaczynam walczyć z kimś w rodzaju trenera. Z początku kiepsko mi to wychodzi, ale potem dowiaduję się, że mam potencjał. Gdy kilka razy udaje mi się pokonać trenera, idę do stanowiska z węzłami. Na początku nie udaje mi się nic, ale z czasem zaczynam łapać. Niestety nie mam zbyt dużej cierpliwości. Po kilku godzinach jest przerwa na posiłek. Siadamy wraz Peetą z większością trybutów. Widzę, że sporo osób chce zawrzeć z nami sojusz. Faktycznie sojusz mógłby mi pomóc. Zawsze przyda się wsparcie od innych dystryktów, choćby najmniejsze. Wypatruję potencjalnych sojuszników. Od razu odrzucam Glimmer i Marvela. Z nimi nawet nie chcę rozmawiać. Clove nie jest zła, ale wiem, że ją i Cato coś łączy, a z nim nie chce mieć nic do czynienia. Dystrykt 3 też odpada, dziewczyna z niego nie umiała nawet przebiec 10 metrów bez potykania się. Z Czwórki też nie widzę nikogo interesującego. Z Piątki zastanawia mnie Liszka, jest szybka i zwinna, a na dodatek wydaje się opanowana. Z następnych dystryktów wybór nie jest powalający, ale zauważyłam, że dziewczynka z Jedenastki dobrze się wspina, a chłopak świetnie włada nożem. To by było na tyle. Zabieram się wreszcie do jedzenia.
- Hej, dwunastka. - odzywa się nagle Clove. - Podejdź tu.
Wstaję powoli i podchodzę do niej, Cato, Glimmer i Marvela.
- Chcemy cię mieć w drużynie. - oznajmia.
Ja w drużynie zawodowców? Jakoś mi się to nie klei.
- A to z jakiego powodu? - pytam.
- Dobrze walczysz wręcz. Poza tym ludzie cię lubią.
Nie mam najmniejszej ochoty na bycie w ich drużynie, jednak nie chce się im narażać. Próbuję coś wymyślić. Wiem, że gdybym była z nimi w sojuszu i tak by mnie zabili. Nie jestem głupia. Nagle wpada mi do głowy pomysł.
- A Peeta? - pytam. - Bez niego się nie ruszam.
Wymieniają ze sobą niezadowolone spojrzenia, i coś szepczą. Wiem, że Peeta im nie zaimponował, bo nie pokazał na co go stać.
- Nie. - odpowiada po chwili Clove. - Jego nie chcemy.
- W takim razie trudno, jestem z nim w sojuszu. - odpowiadam i odchodzę z powrotem do Peety.
- Czego chcieli? - pyta od razu.
- Żebym była z nimi w sojuszu.
- Naprawdę? I co?
- Oczywiście, że się nie zgodziłam. Po pierwsze, i tak by mnie zabili, po drugie nie chcieli ciebie, a ja bez ciebie nigdzie się nie ruszam.
Uśmiecha się lekko do mnie. Kończymy jeść, a następne godziny mijają mi na uczeniu się o roślinach, strzelaniu z łuku oraz rozpalaniu ogniska. Gdy wracamy do mieszkania jestem całkiem wykończona. Szybko biorę prysznic, przebieram się w piżamę i kładę do łóżka. Od razu zasypiam, co jest nowością, jednak zaczynają się koszmary. Dotyczą one tym razem zawodowców, ścigają mnie, potem zamieniają się w obrzydliwe bestie i zaczynają rozszarpywać mnie żywcem. Budzę się gwałtownie. Szybko oddycham. Nie ma opcji żebym znowu zasnęła. Prawie wybiegam z pokoju. Nie mam pojęcia gdzie idę, ale nogi same mnie niosą. Zanim się orientuję, stoję przed drzwiami pokoju Peety i pukam w nie. Przez chwilę czekam i już chcę iść, gdy nagle drzwi się otwierają, a w nich staje Peeta.
- Co się stało? - pyta wyraźnie zmartwiony.
- Ja... Ah, sama nie wiem co sobie myślałam, przepraszam.
- Spokojnie, o co chodzi? - w jego głosie słyszę troskę
- Po prostu miałam kolejny koszmar... tak wiem to strasznie głupie, nie wiem po co tu przyszłam.
- A ja wiem. Wejdź. - Peeta zaprasza mnie ręką do pokoju.
Widzę, że nie odpuści, wiec wchodzę do środka. Peeta bierze jedną poduszkę i kładzie ją na sofie, jednak gdy ja zamierzam się tam położyć mówi:
- O nie. Ja tu śpię, ty się połóż na łóżku.
- Nie, to twoje łóżko, ja w ogóle nie powinnam tu przychodzić.
- Bla, bla, bla, śpisz na łóżku i nie próbuj się kłócić!
Uśmiecham się tylko blado i posłusznie się kładę. Jednak dalej nie mogę spać. Wlepiam wzrok w Peetę leżącym na sofie. Wiem, że nie śpi. Mija sporo czasu, a ja nadal nie mogę zasnąć.
- Peeta. - mówię nagle.
On od razu siada i się do mnie odwraca.
- Tak?
Patrzę się na niego chwilę.
- Przyjdziesz tu?
Najpierw chyba nie dociera do niego o co mi chodzi, ale po chwili wstaje.
- Jasne. - mówi.
Kładzie się obok mnie. Myślałam , że będzie trochę niezręcznie, ale czuję się teraz o wiele lepiej. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale nieśmiało kładę mu się na ramieniu. Przez chwilę obawiam się, że się odsunie, ale on tylko obejmuje mnie delikatnie ręką. Teraz już czuję się spokojna. Przy nim czuję się bezpiecznie. I nagle to do mnie dociera. Zakochałam się w chłopcu z chlebem.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Już nad nim pracuję, ale raczej niestety nie pojawi się przed 17, bo wtedy mam już ferie, więc postaram się dodać jak najwięcej :)
      ~Liv

      Usuń
  2. Słodko :* I ciekawe z kim będą w sojuszu.

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Zakochałam się w Chłopcu z Chlebem' Jakie to słodkie... ♥

    OdpowiedzUsuń