niedziela, 17 stycznia 2016

7. "Koszmary nie chcą odejść."

Biegnę przez las. Muszę go znaleźć, powtarzam sobie. Obijam się o drzewa i kamienie, obolała nadal biegnę. Nagle słyszę krzyk. Jego krzyk. Ruszam jak najszybciej w jego kierunku. Co chwilę się potykam, a mam mało czasu. Prawie nie mam kontroli nad moimi nogami. Staram się biec za wszelką cenę, ale ciągle upadam. Mimo to za każdym razem się podnoszę i ponownie ruszam biegiem przed siebie. Mam za mało czasu. Kiedy w końcu jestem na miejscu, widzę jak Clove trzyma nóż na jego gardle. Krzyczę jego imię. Peeta. 
Clove uśmiecha się do mnie szyderczo. Jeden ruch. Jedno cięcie. Peeta pada martwy na ziemię. Zaczynam krzyczeć. 
Mój wrzask jest rozpaczliwy i pełen bólu. Clove podchodzi do mnie i zaczyna mnie szarpać. Nie bronię się. Krzyczę przez łzy. Jednak ona nie próbuje mnie zabić. Po prostu mną szarpie. Powoli czuję, jakby wszystko gdzieś odpływało. Clove staje się niewyraźna. Wszystko znika.
Budzę się.
Krzyczę ciągle imię Peety, a ten mnie budzi. Kiedy kończę śnić, gwałtownie siadam na łóżku i wrzeszczę jego imię.
- Spokojnie. - łapie mnie za ramiona. - Już, spokojnie. Jestem tu, to tylko sen.
Oddycham szybko. Peeta mocno mnie przytula. Obejmuję go i próbuję uspokoić oddech. To tylko sen. 
Nadal nie puszczając Peety zamykam oczy i się uspokajam. Ten za to czule głaszcze mnie po włosach. Jego dotyk mi bardzo pomaga. Teraz już wiem, że nic mi nie grozi. Peeta jest bezpieczny. Przynajmniej na razie.
- W porządku? - pyta gdy widzi, że już jestem spokojna.
- Tak. - odpowiadam cicho.
- Idź spać. Jutro kolejny ciężki dzień.
Kładziemy się z powrotem, a ja znowu leżę przytulona do niego. Peeta mnie obejmuje i delikatnie głaszcze po ramieniu. Dość szybko zasypiam.

Rano budzę się w objęciach Peety. Widzę, że już nie śpi. Patrzę się na niego.
- Dzień dobry. - mówi z uśmiechem.
Odwzajemniam uśmiech. Jestem niewyspana, ale wiem, że zaraz musimy ponownie udać się do Ośrodka szkoleniowego. Opuszczam pokój Peety i idę do swojej łazienki. Biorę szybki prysznic, zaplatam warkocz i ubieram się w wyznaczony mi strój. Gdy wychodzę z pokoju, wszyscy siedzą już przy stole. W ciszy się przysiadam i zaczynam jeść jajecznicę z bekonem.
- Jak wam się spało? - pyta wesoło Effie.
Nie odpowiadam. Przypomina mi się koszmar, który mi się śnił tej nocy. Był okropny, a najgorsze, że taki realny. Chociaż nie. Najgorsze jest to, że chyba kocham Peetę. Nie chcę tego. Jedno z nas i tak umrze, to nie ma najmniejszego sensu. Może wcale go nie kocham? Może tylko tak mi się wydaje? Wiem jedno, muszę o nim zapomnieć i to jak najszybciej. Zanim trafimy na arenę.
Gdy jesteśmy już w ośrodku, postanawiam poćwiczyć walkę toporem, bieganie i strzelanie z łuku. Z tego wszystkiego chyba z toporem najlepiej mi idzie. Widzę, że Peeta zajmuje się walką nożem. Zauważam też, że zawodowcy mu się przyglądają, w szczególności Glimmer. Jednak próbuje się skupić na nauce.
Po bardzo ciężkim dniu zjadam szybko kolację i kładę się do łóżka. Znowu nie mogę zasnąć, ale nie mam zamiaru iść do Peety. Próbuję o nim zapomnieć, a spanie u jego boku na pewno mi w tym nie pomoże. Tej nocy nadal męczą mnie koszmary, jednak pozostaje w swojej sypialni. Koszmary nie chcą odejść.

Tak mijają mi dni, budzę się, idę do ośrodka, ćwiczę, unikam Peety, wracam, śpię i męczą mnie koszmary. I tak w kółko. Zanim się spostrzegłam, był już dzień przed oceną indywidualną. W czasie obiadu rozmawiamy z Haymitchem.
- Więc tak, od tego zależy więcej niż sobie wyobrażacie, więc zróbcie to co umiecie najlepiej. Destiny, ty rzucaj nożami. Peeta, ty wykaż się siłą. Jasne?
Oboje kiwamy głowami. Wiem jak dużo zależy od tego ile punktów zdobędę. Zaczynam się denerwować. Wieczorem nie mogę zasnąć i siedzę na kanapie w salonie. Nie myślę o niczym konkretnym. Nagle podchodzi do mnie Peeta i siada naprzeciwko. Jeszcze tego brakowało. Jakby nie wystarczająco trudno mi się go unikało wcześniej.
- Hej. - mówi.
- Hej.
Panuje cisza. On też jest zdenerwowany jutrzejszym dniem. Postanawiam zapobiec dalszej rozmowie i bez słowa idę do pokoju. Czuję się okropnie. Jest mi tak źle z tym, że go unikam. Ale nie mam wyboru. Nawet gdyby coś między nami było, to Igrzyska i tak to zakończą. Jeśli się nie postanowimy zabić nawzajem, to albo jedno z nas umrze, albo oboje. Chcę tylko sprawić, aby rozłąka była dla nas lżejsza. 
Resztę nocy leżę w łóżku, zasypiam tylko momentami. Gdy w końcu Haymitch każe mi wstać idę pod prysznic. Jak zwykle robię warkocz i ubieram się w wyznaczony strój. Na śniadaniu ledwo mogę coś przełknąć. Zmuszam się do zjedzenia czegokolwiek. Gdy już wszyscy skończyliśmy udajemy się na ocenę indywidualną. Trybuci już czekają na swoją kolej, a ja i Peeta będziemy ostatni. Czas leci nieubłaganie i po chwili Peeta wchodzi do pomieszczenia. Jest tam 10 minut i wtedy wołają mnie. Próbuję zebrać myśli, ale jestem za bardzo zdenerwowana. Pomieszczenie jest ogromne i jasne. Jakieś 7 metrów nade mną znajduje się balkon dla oceniających. Przede mną jest mnóstwo broni, sznurów, farb, celów, manekinów i innych rzeczy, których nie potrafię nawet nazwać. Stoję przez chwilę na środku, a następnie mówię:
- Destiny Charms, Dystrykt Dwunasty.
- Ma pani 10 minut na zaprezentowanie dowolnej umiejętności, powodzenia panno Charms. - mówi jeden z nich.
Podchodzę do broni. Widzę zestaw noży do rzucania. Znajduję nawet coś w rodzaju kołczanu, tyle że wypełnionego małymi nożami. Biorę je i jeszcze kilka większych. Podchodzę do kukły imitującej cel i staję 10 metrów od niej. Rzucam. Nie jest to najlepszy rzut, trafiam w ramię. Zwykle idzie mi to o wiele lepiej, ale nie panuje nad trzęsącymi się rękami. Rzucam raz jeszcze. Prosto w oko. Spoglądam na balkon. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. O co chodzi? Nie mogą mnie ocenić tylko za pierwszy rzut! Podchodzę bliżej. Zachwycają się lodową rzeźbą jednego z założycieli Igrzysk. Jego postać stoi prosto, ze zwiniętą kartką papieru w ręce. Próbuję zwrócić na sobie uwagę, ale mi się nie udaje. Jedną z moich cech jest niecierpliwość. Nie wytrzymuję, nie będą mnie tak ignorować! Niewiele myśląc w ciągu 3 sekund rzucam 5 noży. Na balkonie słychać piski i krzyki. Wszyscy teraz spoglądają na mnie ze zdziwieniem. W lodowej rzeźbie tkwi teraz 5 noży. Trzy małe są wbite w zwiniętą kartkę papieru, jeden większy w sam środek głowy, a największy w samo serce. Wszystkim aż odebrało mowę. Patrzą się na mnie z niedowierzaniem. 
Kłaniam się nisko i rzucam noże o podłogę. Strasznie się wkurzyłam. Wychodzę szybko z pomieszczenia i bez słowa wracam z Effie, Peetą i Haymitchem do mieszkania. Ja i Peeta się nie odzywamy. Kiedy jesteśmy już na miejscu zaczynam panikować. 
Co ja najlepszego zrobiłam? Teraz jest już po mnie, tylko przez to, że jestem taka głupia! Będą chcieli się mnie pozbyć to jasne. W sumie i tak umrę na Igrzyskach, nie mogą mi nic zrobić. O nie. A co jeśli dopadną Gale'a? Albo zrobią coś Peecie? Zaczynam głośno szlochać. Nie mogę uwierzyć, że mogłam być tak bezmyślna i głupia! Haymitch próbuje mnie wyciągnąć z pokoju na obiad, ale się nie zgadzam i płaczę jak dziecko. 
Dopiero wieczorem, gdy nadchodzi czas kolacji jestem zbyt głodna i wychodzę z pokoju. Siadam nie odzywając się ani słowem. Od razu zaczynam zapychać sobie usta czymkolwiek.
- No dobra. Co zrobiłaś? - pyta Haymitch.
Wzdycham ciężko.
- Wbiłam kilka noży w lodową rzeźbę.
- Jaką rzeźbę?
- Założyciela Igrzysk. Stał na balkonie oceniających.
Effie upuszcza widelec na talerz.
- Młoda damo! Co ty zrobiłaś? Masz pojęcie jakie to będzie miało konsekwencje? - zaczęła się bulwersować.
Zapadła cisza,  którą przerwał śmiech Haymitcha. Wszyscy na niego spojrzeliśmy.
- Chciałbym zobaczyć ich miny. - powiedział z uśmiechem. - A co zrobiłaś potem?
- Ukłoniłam się. - mówię też już ze śmiechem.
Mentor znów zaczął się śmiać. Effie oburzona wstała od stołu.
- No nieźle! - mówi Haymitch.
- Czyli nie jestem ostatnią idiotką? - pytam.
- Tego nie powiedziałem. - auć. - Ale wiem jedno, pokazałaś im, że lepiej z tobą nie zadzierać. Boję się tylko ile punktów dostaniesz.
- Jeśli dostanę 3 to będzie sukces. - stwierdzam.
- A mogę wiedzieć gdzie dokładnie wbiłaś noże?
- Trzy w kartkę papieru w jego ręce, jeden większy w głowę, a największy w serce...
- Wow! Nieźle mała, nieźle. A ty Peeta? Zrobiłeś coś równie "niesamowitego"?
- Cóż... Oprócz tego, że rozwaliłem im stół z przekąskami kulą z metalu to nic.
Złym pomysłem było napicie się teraz soku, bo momentalnie go wypluwam. Zaczynam się krztusić ze śmiechu. 
- Wy to jesteście udani, naprawdę. - komentuje Haymitch. 
Kończymy jeść i wracam do pokoju. 
Czyli jednak nie tylko ja zrobiłam coś takiego. Szczerze mówiąc, wolałabym o wiele bardziej gdyby Peeta nie zachował się tak jak ja. Jemu też mogą coś zrobić, ma rodzinę, przyjaciół. Ta myśl mnie przytłacza. Jakim cudem mam ochronić Peetę przed Kapitolem? A mojej obietnicy dotrzymam, choćbym miała zginąć. Będę go chronić tak jak potrafię. A najlepiej go ochronię, jeśli o mnie zapomni. I tak nie ma opcji, że oboje wyjdziemy z tego cało. Po prostu nie ma. Kładę się do łóżka. Jednak nie mogę zasnąć. Wiem, że jeśli tylko zmrużę oczy, koszmary zaczną mnie dręczyć. 
Zresztą nic dziwnego. 
Za kilka dni trafimy na arenę.

#############################################################################
Hejka! ;* Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale niestety miałam mnóstwo rzeczy na głowie. Teraz jednak mam ferie i chcę napisać dla was jeszcze chociaż jeden rozdział przez te 2 tygodnie ;) A jak na razie, do następnego wpisu!

~Liv Mellark

4 komentarze:

  1. czcionka odrobinę przeszkadza w czytaniu. Opowiadanie jest jednak cudowne. Poczułam jej emocje. Zakończenie również zachęcające do zapoznania się z resztą historii. Punktujesz ;-;
    - Sagiri

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje życie,było idealne. Byłam piękna,grałam w znanym serialu ale to tylko pozory. Żyłam z zabijania. Byłam morderczynią. Aż do czasu gdy zakocham się w osobie którą powinnam zabić"

    Jeśli chcesz poznać dalszy ciąg mojej historii zapraszam do mnie. http://you-never-know-when-death-comes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow xD ciekawe czy dostanie tyle punktów co Katniss...xD Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ' Ciekawiejsze, coraz ciekawiejsze' - pozwoliłam sobie użyć cytatu. Czekam na kolejne. <3 A przy okazji zapraszam do mnie: igrzyskasmierciinnahistoriaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń